Moje przemyślenia na temat dyspraksji i/lub rozwojowych zaburzeń koordynacji
Zacznę może tak:
.Wyobraź sobie niepewność grawitacyjną, że nie wiesz gdzie się znajdujesz względem otoczenia. Jak daleko jesteś od stołu! Wyobraź sobie, że nie tylko nie wiesz gdzie jesteś, ale jeszcze dowiadujesz się tego w bolesny sposób, przez siniak nabity o kant. Docierają do Ciebie szmery, słowa i krzyki, ale one Cie niepokoją przerażają i zaskakują to dlatego nie nadążasz za poleceniami.
Termin 'dyspraksja' - w moim odczuciu jest troszeczkę nadużywany w polskiej rzeczywistości. Myślę, że to brak odpowiednich testów, czyli narzędzi w rękach różnych terapeutów. Bo w sumie, kto ma orzekać dyspraksję?!
-psycholog?
-lekarz?
-fizjoterapeuta?
-logopeda?
-terapeuta zajęciowy?
Idealna sytuacja to taka gdzie wszyscy specjaliści będą zaangażowani w postawienie diagnozy.I mamy coś takiego, że jak dziecko czegoś motorycznie nie potrafi zrobić to, znaczy że jest dyspraktykiem. A taki prawdziwy dyspraktyk błądzi we własnym domu!!!
Mam taki prywatny test na dyspraksję, ale to tylko tak dla przykładu.
W korytarzu są 4 pary drzwi. Mój gabinet jest zaraz na lewo. Dyspraktyk, mimo że chodzi na zajęcia już 1 rok, za każdym razem nie wie, które to drzwi i się kręci w kółko.
W nawiązaniu do 'mojego testu' wypowiedz dorosłego, dyspraktyka może wyglądać tak:
.Za każdym razem, gdy mam wykroczyć poza obszar, który jakoś zakodował się w moim umyśle ogarnia mnie lęk. Wiem dobrze, że nie zdołam zapamiętać drogi do danego miejsca ani znaleźć drogi powrotnej. O używaniu mapy nie ma mowy.
Wojciech Kozłowski - fizjoterapeuta i terapeuta integracji sensorycznej